50 TWARZY MIŁOŚCI!
- Napisała Sylwia Bartosz
- Skomentuj jako pierwszy!
- wielkość czcionki zmniejsz wielkość czcionki powiększ czcionkę
50 TWARZY MIŁOŚCI!
Unikając uprzedzeń i z czystym sumieniem przeczytałam książkę, która mimo, iż nie jest arcydziełem literatur, trafiła do tysięcy kobiet, mianowicie „50 Twarzy Grey’a”. Zastanawiałam się dlaczego książka ta stała się aż takim fenomenem popularności? Czy chodzi tylko o fantazje seksualne? Czy chodzi o chłód pana Grey’a, czy o jego zamiłowanie do pejczów i pasów, trafiające w ukryte seksualne marzenia wielu kobiet? Czy może jest w tym coś głębszego, i ukryte archetypy oraz potrzeba dotarcia do Wewnętrznej Bogini jest obecna także w tej niezbyt ambitnej książce?
Jestem zdania, że taki fenomen popularności musi działać na poziomie świadomości zbiorowej kobiet i poruszać ważne kwestie, w przeciwnym razie nie byłby to aż taki sukces. Żyjemy w świecie niezależnych kobiet, lecz przez tysiące lat patriarchatu byłyśmy obywatelkami drugiej kategorii. To spowodowało, że siła kobiecości została wypaczona. Moim zdaniem dopiero teraz w XXI wieku my kobiety na nowo uczymy się naszej kobiecości. Męskie i żeńskie jednoczy się ze sobą w świętym tańcu, te jakości muszą być równe wtedy współpracują ze sobą, nawzajem się wspierają. Przewaga jednego zawsze niekorzystnie wpływa na drugie. Trzeba pamiętać jednak, że są to jakości różne od siebie.
Słuchałam ostatnio wykładu Ewy Cyzman-Bany o rewitalizacji pierwiastka żeńskiego. Bardzo podobało mi się stwierdzenie, iż kobieca energia jest jak woda a męska jak dzban. Męskość trzyma kobiecość w całości i nadaje jej formę. Przesada męskiej energii przeradza się w pustą formę, nie ma w niej duszy, wyrazu. Przesada żeńskiej energii rozlewa się i wchodzi wszędzie, nie ma struktury ani celu. Jedna bez drugiej sama w sobie jest zawsze niszcząca i okrutna w swej naturze.
Każdy z nas zawiera w sobie zarówno element męski i żeński. U Carla Gustava Junga wewnętrzny mężczyzna w kobiecie nazywany jest Animusem, wewnętrzna kobieta w mężczyźnie nazwana jest Animą. Chłopiec dojrzewa jako mężczyzna poprzez dojrzewanie jego Animy, która jest drogą do jego duszy. A kobieta na odwrót, dojrzewa poprzez swego Animusa, który jest drogą do jej ducha. Feminizm w wydaniu naszych przodkiń niezaprzeczalnie był bardzo ważnym krokiem - nie był emancypacją kobiecości ale naśladowaniem męskości.
Wracając do „50 Twarzy Grey’a”, myślę że fenomen tej książki spowodowany jest tym, iż mamy tu bardzo niedojrzały pierwiastek żeński, w postaci Anastasii Steele, i skostniały równie niedojrzały pierwiastek męski, w postaci Grey’a. Jakkolwiek nie jest to układ dorosły, panuje w nim równowaga. Widać też w nim chorującą męskość i zdeptaną żeńskość. Jest to jednak pewien stan wyjściowy, który może być początkiem dalszych przemian i drogi ku dojrzałości obu stron. Niestety, moim zdaniem, autorka nie sięga już dalej poza ten stan wyjściowy, a szkoda.
Anastazja jest z pozoru naiwna, ale tylko z pozoru, mimo iż jest dziewicą zna reguły gry, Christian Grey, może i jest przedstawiony jako seksualny drapieżnik ale ja śmiem twierdzić, że tak naprawdę jest na odwrót. Oba aspekty męski i żeński są tak samo uprzedmiotowione a przez to tak samo drapieżne. Przez wieki dominacji mężczyzn jedyną obroną kobiet była manipulacja. Używałyśmy do tego jedynej dostępnej broni jaka nam została, własnego ciała. Kobiecość to ciało, natura, korzenie, woda - coś co poi i koi. Ciało jest świątynią ducha. Ciało kobiece rodzi życie (męskie - daje życie, nasionko życia), i jest dużo bardziej połączone z naturą i jej cyklami niż ciało męskie. My kobiety nie mogłyśmy się tak do końca oddzielić od naszych ciał, jak zrobili to mężczyźni. Ciało jest nam dane na jakiś czas, nie jest naszą własnością, jednak nauczyłyśmy się go używać jak narzędzia. Sprzedałyśmy same nasze własne bogactwo. Dziś ciało tylko i wyłącznie służy do zaspokajania własnych egoistycznych potrzeb, jest narzędziem którego używamy i musi być perfekcyjne. Przez to stało się więzieniem a nie świątynią. Nienawidzimy ciała za to, że powoduje w nas tyle cierpienia. Nosimy je jak ciężar, chciałybyśmy je za to ukarać. Religia mówi, że jest pełne grzechu. Ciało nosi w sobie winę. Ból to kara. Bicie, wiązanie i klapsy, poniżanie i eksploatowanie ciała, jakiego doświadcza Anastasia Steele, uwalnia ją od ciężaru grzechu, wstydu i poczucia winy związanego na podświadomym poziomie właśnie z ciałem. Kontakt z własnym ciałem jest jedną z rzeczy które musimy na nowo odkryć i odbudować. Ciało na nowo musi być szanowane i być naszą świątynią. Musimy ponownie nauczyć się czuć jego piękno i oddanie, akceptować je i dbać o nie.
Drugi aspekt to bajka o kopciuszku. Zabijany żeński pierwiastek krzyczał o ratunek. Od dziecka jesteśmy karmione bajkami o księżniczce uwięzionej w wieży i księciu który ją uratuje. I tu jest pułapka tego wzorca, nikt nas nie uratuje, drogę do własnej mocy musimy odnaleźć same. Czasem podświadomie kreujemy sytuacje, w których chcemy być ratowane. Dojrzały żeński element nie wymaga od męskiego ratowania ale kierunku, w którym żeński się porusza i wyznaczenia granic. Bajka o kopciuszku jest moim zdaniem bardzo niebezpieczną i niszczącą częścią kobiecego zbiorowego cienia (cieniem C.G. Jung nazywał ciemną nieświadomą stronę świadomości - zarówno na poziomie indywidualnym jak i zbiorowym). Istnieje w naszych głowach iluzja o tym jedynym, właściwym partnerze, na którego czekamy, który pojawi się nagle w sklepie z żelazem w którym pracujemy i zabierze nas swoim helikopterem do raju, gdzie będziemy mogły mu się oddać... do końca. Tymczasem rzeczywistość jest inna. Mówimy o uprzedmiotowieniu kobiet a my tym samym mitem uprzedmiotawiamy mężczyzn. Każdy mężczyzna w danym czasie jest tym dla nas właściwym, gdyż związki nie są romantyczną formułą, nie służą tylko przedłużaniu gatunku, są swego rodzaju lustrem nas samych i wymagają pracy. Mężczyźni to przeciwstawny do nas biegun ale też inni ludzie i to poprzez nich mamy szanse dojrzewać. Nie szanując męskiego pierwiastka, nie szanujemy własnej kobiecości. Kobiecy element pragnie wsparcia ale nie ratunku. Ratunku pragnie ofiara. Ofiara jest uzależniona i połączona z oprawcą niewidzialną nicią. Po przecięciu tej nici oba bieguny tańczą koło siebie przyciągając się i odpychając nawzajem, oba wolne. Ofiara nie nienawidzi swego oprawcy ale jednocześnie jest od niego zależna, skrycie pragnie być na jego miejscu, stać się drapieżnikiem. I to widać w Anastasii, która w całej swej naiwności również poluje i na końcu niestety... wygrywa. Pragnie zdobyć, uzależnić i unieszkodliwić drapieżnika. Jednym słowem udomowić.
Jest tu obecny mit o tym, iż można mężczyznę zmienić, drugiego człowieka. Dojrzała kobiecość i miłość tak nie postępują, szanowanie wolności swojej i drugiej osoby, akceptacja jej i siebie samego, rozmowa, szczerość i wspólne szukanie kompromisów jest podstawą dojrzałej świadomej relacji partnerskiej. Tylko kilka pokoleń ludzi dzieli nas od czasów panowania całkowitego patriarchatu, logiczne jest, iż kobiety całkowicie zależne, uciekały się do manipulacji, i nawet w dzisiejszym świecie roi się od książkowych pozycji, które nadal tej manipulacji uczą. Na przykład „Dlaczego mężczyźni kochają zołzy" Sherry Argov jest w swojej wymowie bardzo niedojrzała. Na pewno techniki w niej zawarte działają ale podstawowy punkt, z którego autorka wychodzi, jest mylny, bo wychodzi z potrzeby zdobycia i zatrzymania przy sobie mężczyzny, a nie z chęci odnalezienia siły i głębi w swojej własnej kobiecości jako takiej.
W „biblii kobiecości” - „Biegająca z wilkami” Clarissa Pinkola, Estes opisuje baśń o sinobrodym, jest to baśń o ignorowaniu swojego pierwotnego instynktu. Intuicja jest związana nie z umysłem ale z ciałem, bywa tak, iż nasze ciało po prostu nie czuje czegoś albo czuje coś wbrew logice. Czuje np., że nie powinniśmy się spotykać z daną osobą. Wbrew umysłowi czujemy wewnętrzne nie, ale same siebie przekonujemy o tym, że nasze uczucie nie ma podstaw i ignorujemy je. Kontakt z drapieżnikiem jest jednak bardzo pociągający dla kobiety, która straciła kontakt ze swoją wewnętrzną naturą, czyli z terytorialną dziką kobietą w swoim wnętrzu. Młode dziewczęta podświadomie są świadome tego niebezpiecznego głosu w sobie. Wiedzą, że ten daleki dziki głos zaprowadzić je może ku mądrości. Matka natura wymaga pokory i mądrości, są to dojrzałe kobiece aspekty. Droga do własnej mądrej kobiety prowadzi często przez kontakt z drapieżnikiem. Archetyp mądrej kobiety, czyli wiedźmy (tej która wie!), w dzisiejszych czasach został prawie kompletnie zniszczony, ale każda z nas słyszy wołanie dzikiej kobiety w nas. Droga do niej prowadzi przez najbardziej niebezpieczne zakamarki własnej psychiki, jest to swego rodzaju inicjacja. Christian Grey jest projekcją wewnętrznego drapieżnika Anastasii Steele. Ciągnie ją do niego, gdyż na bardzo instynktownym poziomie ona wie, że wejście w to doświadczenie jest swego rodzaju inicjacją, drogą do mądrości. To czego szuka w tym związku Anastazja, to rozmowa z własną Wewnętrzną Boginią. Wielką nieposkromioną siłą, która jest w niej samej. Estes - Clarissa Pinkola, w rozdziale baśni o sinobrodym, odpowiada na pytanie dlaczego w naszej kulturze tak bardzo pożądani są tak zwani „bad boys” albo niedostępni kontrolujący mężczyźni, jak postać Greya. Ta zraniona męskość w swym krwiożerczym drapieżniejszym aspekcie, na podświadomym poziomie, dla kobiet jest drzwiami do ich dzikiej, nieposkromionej kobiecej natury, z którą większość kobiet utraciła kontakt. Odzyskanie więzi z tą częścią jest warunkiem dojrzałej, silnej kobiecości. Bez uświadomienia sobie obecności "dzikiej kobiety" w nas, nie jesteśmy kobietami tylko dziewczynkami, niezależnie od wieku. Bardzo często używamy słowa "dziewczyny" nawet w stosunku do 60 letnich kobiet.
Niedojrzałe w książce jest to, iż Anastasia Steele nie porzuca Christiana Greya, a więc ciągnie współuzależnioną relację i nigdy tak naprawdę nie "przerabia" w sobie aspektu drapieżnika. Na końcu pierwszej części wychodzi na to, że to powinien być koniec relacji, jednak relacja z Greyem ciągnie się dalej...
Następnym krokiem jest coś bardzo prostego i powierzchownego, jak podział ról, aby zostawić mężczyźnie to co męskie, a kobiecie to co żeńskie. W wiekach patriarchatu, to co żeńskie było uciskane ale podział ról miał w sobie balans męskiego i żeńskiego. Jednym słowem, być może wszystkich tu obrażę stwierdzeniem, ale to mężczyzna powinien „nosić spodnie” w relacji. I nie chodzi o ten podział w tradycyjnym sensie. Nie mam nic przeciwko mężczyznie zajmującym się dziećmi i kobietą, pracującym na rodzinę, jeśli bilans męskości i kobiecości w związku jest zachowany. W Polsce w pokoleniu naszych rodziców, ale i na świecie też, widzi się kobiety obciążone obowiązkami, pracą, domem, dziećmi, a mężczyzn praktycznie nieobecnych, funkcjonujących jak cień w rodzinie. Męska energia dominuje politykę i korporacje a żeńska panoszy się w domu. W obu przypadkach ten brak równowagi jest bardzo destrukcyjny. Żeńskość jest niejako jakością wypełniającą, ożywiającą, ale to męskość nadaje żeńskości kierunek i napęd. Jedną z jakości elementu żeńskiego jest umiejętność poddania się, i po prostu bycia. Nie należy brać tej jakości jako słabej, w żadnym wypadku. Akt wybaczania, na przykład, jest poddaniem się, odpuszczeniem sobie, puszczeniem kontroli, i ma wielką moc, i jest to moc o charakterze żeńskim. Żeńskie w swej naturze pragnie się poddać męskiemu w odwiecznym świętym tańcu. Akt poddania się nie jest jednak aktem bezmyślnej służalczości, która wynika ze strachu i która powodowana jest chęcią kontroli. Można kontrolować w sposób bezpośredni, jak Grey, i poprzez manipulacje, jak Anastazja, ale jedno i drugie blokuje wolność jenostki. Książka pokazuje, iż wiele kobiet marzy skrycie o silnym dowodzącym aspekcie męskim, jednak niedojrzały żeński pierwiastek może przyciągnąć tylko niedojrzały pierwiastek męski. W wielu kulturach seks był świętym aktem, kosmicznym połączeniem. Pasywna jakość żeńskiego elementu została tak zapomniana w swej wielkości i wyparta przez chorą potrzebę kontroli, iż pan Grey dosłownie musi używać liny, żeby żeńskość panny Anastazji mogła się poddać. Myślę, że fantazje wielu kobiet o skrępowaniu podczas seksu, w swej istocie, dotykają właśnie tego. Nie chodzi tu o przewagę sił ani o kontrolę, ale o całkowite zaufanie. Żeński pierwiastek może się puścić i tańczyć, jeśli męski trzyma wytrwale drugi biegun. Marzymy o całkowitym zaufaniu i bezpieczeństwie, i oparciu się o męski element, jako o podstawę na której możemy rozkwitać. Moim zdaniem, to mężczyzna powinien nadawać kierunek związkowi, a także wyznaczać jego granice. Jeśli robi to kobieta, musi użyć do tego swej męskiej strony, i czuje się tym zawsze obciążona. Męska strona w kobiecie znacznie lepiej funkcjonuje jako droga do własnej kreatywności i samorealizacji, jednak kobieta czuje się dobrze, jeśli podtrzymuje ognisko domowe i wyznacza terytorium, nadaje jakość temu co w środku. Jeśli nastąpi zamiana ról, na tym głębokim wewnętrznym poziomie, związek nie funkcjonuje prawidłowo. Christian Grey jest mitem o silnym mężczyźnie, który trzyma wszystko w kupie. Mimo tego, iż jest to kontrola, jest o co się oprzeć i odpocząć.
Tak jak napisałam na początku „50 Twarzy Greya" nie jest pozycją mądrą ani dojrzałą, ale nie można pominąć faktu, iż popularność tej serii książek świadczy o tym, iż musi ona zahaczać o jungowskie archetypy nieświadomości zbiorowej kobiet. W tych kilku punktach wyszczególniłam jak ja widzę ten światowy fenomen. Tak jak napisałam na początku, nie ma w niej zawartych żadnych rozwiązań, nie porusza nas dalej i niczego nie wnosi. Pokazuje jednak stan wyjściowy, w którym znajduje się pierwiastek żeński na poziomie zbiorowym, dlatego właśnie trafia moim zdaniem do tak dużej ilości kobiet.
Sylwia Bartosz