Galeria handlowa pękała w szwach. Młoda kobieta siedziała przy fontannie i przechylała na bok głowę, grzebiąc w torebce. Przy jej uchu ściskany ramieniem odzywał się telefon komórkowy, z którego głośnika płynęły wróżby zza oceanu. Mała dziewczynka stojąca przy niej szarpała ją za rękaw
- Mamusiu - marudziło dziecko - boli mnie brzuch.
- Poczekaj! - odganiała ją matka - nie przeszkadzaj!
- Mamusiu! - dziewczynka zaczęła płakać. Kobieta była naprawdę wściekła. Nie dość, że właśnie rozwodzi się z mężem po pięciu latach trwania karykatury małżeństwa, to jeszcze ten bachor ciągle płacze. Postanowiła jednak wysłuchać wróżby do końca. Przecież od tej wróżby zależy całe jej dalsze życie.
Obok przechodził starszy mężczyzna ubrany w elegancki garnitur. Przez moment dały się słyszeć strzępy rozmowy, którą usiłował prowadzić przez telefon.
- Nie, dziękuję - odmawiał czegoś elegant. Jego rozmówca nalegał potokiem gładkich obietnic bez pokrycia.
- Wysłuchałem pana i nie potrzebuję kredytu - wyjaśniał coraz bardziej zdenerwowany mężczyzna. Akwizytor nie dawał za wygraną. Umęczony człowiek usiadł na ławce. Nerwowym ruchem nacisnął czerwoną słuchawkę aparatu telefonicznego i w tej samej sekundzie dotarło do niego, że oto jakiś cham doprowadził jego, przedwojennego profesora uniwersytetu do takiego zachowania. Przez chwilę schował twarz w dłoniach. Gdy znów spojrzał na hol galerii, uświadomił sobie, jak bardzo tęskni za utraconym bezpowrotnie światem młodości. Bez telefonów, akwizytorów i wirtualnych pieniędzy. Bez tego całego bagna, przez które musi codziennie brnąć, by dotrzeć do swojego mieszkania. Tamte czasy normalności odeszły już bezpowrotnie. Pozostała galera niewolników przywiązanych do łodzi życia za pomocą niewidzialnych sił.
Problem polega na tym, że ta łódź od początku nie zmierza do spokojnego portu.