Ordynacja proporcjonalna w wyborach do Parlamentu Europejskiego? Ponad 3/4 Polaków wolało zostać w domach...
- Artur Heliak, Patryk Hałaczkiewicz
Trzech na czterech Polaków zbojkotowało wybory do Parlamentu Europejskiego, a największym zwycięzcą został Janusz Korwin-Mikke, który otwarcie przyznaje, że nie chce tego systemu naprawiać – chce go zmienić. Wielu wyborców nie głosowało, bo i tak nie ma na kogo i nic to nie zmieni. Czy tak duża absencja pozwala mówić o braku legitymacji klasy politycznej przez obywateli? Naszym zdaniem jak najbardziej.
Problem nie dotyczy tylko Polski. W innych krajach kontynentu frekwencja również wołała o pomstę do nieba, albo wygrywały organizacje kontestujące obecny stan rzeczy, poddające w wątpliwość sensowność reguł, jakimi rządzi się Europa w ramach Unii. Tryumfowali nie tylko eurosceptycy, ale również kandydaci niezależni. W Polsce tej drugiej możliwości nie było – kandydaci niezależni mieli niewielką realną możliwości w ogóle w wyborach wystartować. By zarejestrować listy w całym kraju potrzebne było minimum 70 tysięcy podpisów. W dojrzałych demokracjach, np. w Wielkiej Brytanii nie zbiera się ich w ogóle. A w Polsce by być kandydatem – trzeba przecież zyskać namaszczenie partyjne, bez tego pod względem biernego prawa wyborczego jest się obywatelem trzeciej kategorii, o ile nadal tym obywatelem się jest… Demokracja przeżywa ogólnoeuropejski kryzys.
Z wielu relacji członków komisji wyborczych wynika, że młodzi w większości pozostali w domach. Również głosujący zauważyli, że w „święcie demokracji” wzięli udział głównie ludzie starsi. Ale gdy już młodzi się zdecydowali wziąć udział w wyborach, to głosowali na Nową Prawicę lub PiS. W grupie 18-25-latków badania pokazują, że Janusz Korwin-Mikke zaskarbił sobie sympatię prawie 30% głosujących. Za nim uplasował się PiS (21.5%), Platforma zajęła dopiero trzecie miejsce nie przekraczając 20%. Gdyby młodzi stawili się przy urnach liczniej, naprawdę byliby w stanie odmienić losy tego wyścigu.
Co to oznacza? Że jest wielki potencjał dla zmian w Polsce. Niestety, pogorszenie polskiej działalności politycznej poprzez oderwaną od obywateli ordynację wyborczą, która foruje partie kosztem obywateli sprawia, że aby wygrać wybory wystarczy dostać niewiele ponad 7% głosów wszystkich wyborców. PiS i PO dostały mniej niż 2 miliony głosów na 30 milionów uprawnionych do głosowania... Świadczy to o tym, że obecny system polityczny w Polsce traci swoją legitymację w oczach obywateli. Naszym zdaniem winna jest tu również ordynacja proporcjonalna, która zniechęca nie tylko do samego głosowania ale i do jakiegokolwiek działania publicznego. Ludzie naturalnie woleliby głosować w pierwszej kolejności na konkretnych ludzi, w drugiej dopiero na partie polityczne. Niedawno mieliśmy okazję przyglądać się wyborom w Irlandii. Tu na karcie do głosowania dostaje się alfabetyczną listę ze zdjęciami kandydatów. Zaznaczona jest na niej polityczna przynależność lub jej brak. Podobnie jest w Wielkiej Brytanii. W Polsce dostaje się szarą, ponumerowaną od 1 do 10 książeczkę z listą kandydatów wyłącznie partyjnych...
Pojawia się przestrzeń do zmian w Polsce. Partie polityczne nie mają obecnie legitymacji do rządzenia państwem. Większość obywateli z niechęcią odnosi się do polityki, co widać przy urnach wyborczych. Ponad 60% Polaków, wg badania Diagnoza Społeczna 2013, nie utożsamia się z żądną z partii politycznych. To jest efekt przyjętej przed laty ordynacji proporcjonalnej, która sprawia, że więź posła z wyborcą jest fikcją, ważne jest poparcie szefa partyjnych struktur i dobre miejsce na liście... Efektem jest taka frekwencja, jak w ostatnich wyborach... Partiom politycznym to nie przeszkadza, im niższa frekwencja tym lepszy wynik, szczególnie dla tych rządzących, wszak ilość urzędników w Polsce daje spokojnie kilkaset tysięcy głosów...
Autorzy: Artur Heliak, Patryk Hałaczkiewicz