„The flag is on the patyk”
- Agnieszka Wisińska - Żero
Irlandia dla wielu z nas to nowy dom. Tutaj mieszkamy, pracujemy, tutaj rodzą się nasze dzieci, chodzą do szkoły. Niektórzy planują powrót, niektórzy wręcz przeciwnie – chcą zostać na stałe.
Staramy się podtrzymywać polskie tradycje, na Wigilię jest 12 potraw, na Wielkanoc malujemy jajka, pamiętamy może o 11 listopada, niektórzy wysyłają swoje dzieci do polskich szkół. W szarej codzienności, w pogoni za pracą, w licznych obowiązkach łatwo jest zapomnieć o tym skąd pochodzimy, o czymś więcej niż tylko utartych tradycjach, ale o historii naszego kraju, kulturze. W Irlandii mieszkają głównie Polacy, którzy przyjechali tutaj kilka lat temu, może 5, może 7, a może zupełnie niedawno. Nasze dzieci też jeszcze mówią poprawnie po polsku, często lepiej niż po angielsku, ale jak będzie za kilka lat? A jak będzie wyglądało kolejne pokolenie? Nasi wnukowie?
W ubiegły weekend kadra ZHP Irlandia (w sumie aż 25 osób!) pojechała na następne z cyklu szkoleń do stanicy w Fenton w Wielkiej Brytanii. Po raz kolejny uczyliśmy się, żeby nasza praca z dziećmi – skrzatami, zuchami i harcerzami, była coraz lepsza. Poznaliśmy też harcerki i harcerzy z Wielkiej Brytanii, w różnym wieku – od 17 do 80 nawet lat. Był to cenny wyjazd, który będzie się pamiętać jeszcze długo, pomimo zmęczenia podróżą, przemarzniętych kości (harcerze nie mieszkają w luksusach, zwykłe baraki musiały wystarczyć i wystarczyły) i zdartego gardła. Jest jednak coś, co wywarło na nas olbrzymie wrażenie.
Większość harcerek i harcerzy w Wielkiej Brytanii to już co najmniej drugie pokolenie urodzone na emigracji. Oznacza to, że ich dziadkowie wyjechali z Polski, ale ich rodzice i oni sami urodzili się już w Anglii. Często pochodzą z mieszanych rodzin, gdzie jedno z rodziców jest polskiego pochodzenia, drugie nie. I właśnie ci młodzi ludzie często są „bardziej polscy” niż my. Znają historię naszego kraju, biografie bohaterów, artystów, ich dzieła, znają pieśni i piosenki, o których my już nawet nie słyszeliśmy. Bo ilu z nas pamięta „Pałacyk Michla”? Mieszkają w Anglii, tam chodzą do szkół, tam mają swoich przyjaciół, do Polski pewnie nie jeżdżą często, bo przecież większość rodziny też mają na miejscu. Ale ich miłość do kraju ich przodków, dbałość o tradycje, chęć uczenia się języka, poznawania kultury, działanie na rzecz polskości, wychowywanie młodszych koleżanek i kolegów w ZHP w podobnym duchu – to jest imponujące. Szacunek budzi też to, że powojenna emigracja potrafiła utrzymać polskość i przekazać ją kolejnym pokoleniom. „The flag is on the patyk” – przejściowy problem z szybkim przypomnieniem sobie polskich słów (chodziło o flagę wciągniętą na maszt) to zabawne zdanie, które śmieszy tylko do momentu, w którym uświadamiasz sobie jak wiele wysiłku przez ostatnie siedemdziesiąt lat włożono, by pamięć o ojczystym języku nie zginęła.
Działalność ZHP w Irlandii nabiera dzięki temu innego, głębszego wyrazu. Tworzymy struktury, podwaliny organizacji w Irlandii, która mam nadzieję za kilka lat pomoże naszym dzieciom, a może i wnukom pamiętać, gdzie urodzili się ich przodkowie i ile im zawdzięczają. Przyjemnie będzie kiedyś wspólnie usiąść przy ognisku i jak w Fenton śpiewać do późnej nocy.