Menu
logo irlandia.ie

Razem możemy więcej!

Share

zhp-sw-patryk
Razem możemy więcej! Polska Szkoła SEN z Dublina ponownie na Paradzie Świętego Patryka!

Zwłaszcza gdy jest nas więcej niż kiedyś. Tak mogą śmiało powiedzieć uczniowie, nauczyciele i rodzice z Polskiej Szkoły SEN w Dublinie, którzy w liczbie 23 osób osób zasilili szeregi dublińskiej Parady Świętego Patryka 2013. Razem możemy więcej to myśl przewodnia tegorocznej imprezy. Razem mogliśmy więcej bo w zeszłym roku w tej słynnej maskaradzie ulicznej było 11 polskich dzieci z naszej szkoły i opiekująca się grupą nasza Pani Manager Agnieszka Matys, która pisząc o wydarzeniach dublińskich z perspektywy uczestnika bardzo wysoko zawiesiła literacką poprzeczkę. Tworząc ten tekst muszę zmierzyć się z legendą. Żyjącą legendą, bez której nie było by szans na patrykowy sen, Szkoły SEN.

Tak jak wspomniałem praca i talent naszych uczniów zostały docenione już po ubiegłorocznej paradzie. Dzięki temu mogliśmy w 2013 zaprezentować znacznie bogatszy skład. W przyszłym roku myślimy o 40 uczestnikach z naszej szkoły i wiemy, że jest to realne. No dobrze już dobrze! Dość tych samo zachwytów! Wracamy do tematu! Agnieszka Matys dokonała rzeczy niemożliwej. Udało się jej przekonać organizatorów, że polskie dzieci też mogą współtworzyć to wyjątkowe irlandzkie przecież święto. Później dopięła swego, poszła z dzieciakami w paradzie i napisała jak to wygląda od kuchni. Pięknie napisała, emocjonalnie i od serca. Dziś wiem, że napisała też prawdę i dlatego to było tak piękne. Wczoraj sam szedłem w Paradzie 2013 z naszymi uczniami, z nauczycielami i rodzicami pchając platformę DJ Monkey. Wczoraj mogłem poczuć czym naprawdę jest irlandzki duch i irlandzka dusza tego niesamowitego miasta. Tak jak napisała Agusia. Tysiące ludzi, uczestników parady, których łączył wspólny cel. Uśmiechniętych, życzliwych, szczęśliwych. Milion ludzi na ulicach Dublina, uśmiechniętych, życzliwych, szczęśliwych. Olbrzymi ładunek dobra i pozytywnej energii. Królowa polskich optymistek Małgorzata Musierowicz, która w jednej z części "Jeżycjady" opisała eksperyment z wysyłaniem sygnałów dobra poprzez bezinteresowny uśmiech, idąc dublińską paradą oszalałaby ze szczęścia znajdując się nagle w raju ESD. Atmosfera święta i radości, niezmącona niczym. Nawet paskudna pogoda, brak odpowiedniego, ciepłego ubrania, godziny spędzone na ulicy w oczekiwaniu na start imprezy przerywane były jedynie salwami śmiechu uczestników. Jadąc z olbrzymiego centrum przygotowawczego specjalnym autokarem z ucharakteryzowanymi postaciami wśród, których dominowały wesołe umalowane, czerwone diabły, zatrzymaliśmy się pod kościołem Świętej Teresy, gdzie akurat odbywało się niedzielne nabożeństwo. Wówczas jeden z aktorów rzucił hasło: "To co dziewczyny, idziemy na mszę?" W oka mgnieniu wszyscy ryczeli i płakali ze śmiechu. I nie było w tym nic obrazoburczego, ani nie byliśmy świadkami najmniejszej nawet profanacji. To była czysta manifestacja radości z bycia razem i zarażania śmiechem. Przesłanie dobra, młodości i szczęścia.

Jest w Paradzie Świętego Patryka oprócz gigantycznej, logistycznej pracy i organizacji również rys irlandzkiej spontaniczności i improwizacji. Każda rzecz, która inne nacje wyprowadziłaby z równowagi i doprowadziła do szewskiej pasji tu była spontanicznie korygowana i prowizorycznie naprawiana. Kilka przykładów. Platforma DJ Monkey była wykonana z plastikowych szyb. Głośniki niezbędne do tańca całej naszej stu osobowej grupy były w środku. Efekt? Nic nie było słychać na zewnątrz. Rozwiązanie? Wiertarki i szczypce i rwanie połaci plastiku na 30 minut przed startem. Finał? Wszystko było słychać, a walory estetyczne z rozszarpanych szyb okazywały się zupełnie nieistotne dla końcowych rezultatów.

Kolejna anegdota. Zosia z naszej szkoły miała specjalny kostium byka. Wykonywany i mierzony przez wiele tygodni. Na byka była też specjalna choreografia. Na próbach wszystko było ok.

Przed paradą i na paradzie łeb z rogami, który dotąd działał bezbłędnie tym razem ni choroby nie chciał się trzymać tak zwanej popularnej kupy. Efekt? Po 5 minutach marszu. Zdjęli Zofii łeb i kostium byka. Dziecko nieomal zostało z niczym. Rozwiązanie? Irlandzka szefowa naszej grupy zdjęła z siebie swój kostium na oczach tysięcy Dublińczyków i gości i przekazała go Zosi, która dołączyła do innej naszej grupy i już na ulicach dopracowywała nową choreografię. Finał? Szczęśliwa, młoda dama w wieku lat 13, która chwilę wcześniej pogrążona w rozpaczy była bliska płaczu.

Ponieważ to tekst do gazety, a terminy nas dławią na koniec najpyszniejsza historia! Pani Justyna Przybysz zrobiła zdjęcia, które podziwiacie. Nie miała specjalnej akredytacji dla fotografów, ale twardo szła w paradzie i pstrykała fotki pokazując indagującym ją przedstawicielom władz przepustkę na lożę honorową dla rodzin uczestników, czyli miejsce dla około 20 tysięcy "vipów". Dopiero pod trybuną gdzie rezydował sam prezydent zorientowano się, że Pani Justyna idzie środkiem pochodu na tak zwanej lewiźnie i grzecznie, bardzo grzecznie poproszono ją o zajęcie miejsca za barierką. Takie rzeczy możliwe są oczywiście tylko w Irlandii i jej stolicy, mieście skrzatów i elfów, bajkowej krainie gdzie i my Polacy mamy swój mały raj na Ziemi, którego patronem jest Walijczyk z pochodzenia, słynny Święty Patryk.