Logo

Braterstwo na Zielonej Wyspie

Braterstwo RenataLendziska

OJCZYZNA - HONOR - BRATERSTWO czyli międzynarodowa akcja braterskiej miłości w Dublinie - sytuacja mieszkaniowa w Irlandii

W zeszłym roku, po mojej wystawie w październiku, obiecałam, że napiszę cykl artykułów o moim malowaniu. Ale sytuacja nagle zmieniła się z cudnej w tragiczną. I dotyczy to nie tylko mnie i mojej rodziny, ale też tysięcy innych ludzi, mieszkających teraz w Irlandii. Ale uczucie, z jakim obudziłam się dziś rano, nie dało mi wyboru. Piszę, mimo że w małym stopniu będzie to dotyczyć mojej twórczości.

Będzie to tekst raczej patetyczny, bo tak piękne wibracje widzę teraz w tym naszym kochanym Dublinie. Ludzie łączą się w potrzebie, niezależnie od narodowości czy koloru skóry. Uprzedzam od razu również, że nie będzie to tekst znawcy rynku mieszkaniowego, czy praw ekonomii. Jest to tekst poetki, malarki, samodzielnej matki trójki dzieci, choć nie bez wsparcia ze strony ludzi wokół.  No, ale od początku…

W październiku 2013 r. odbyła się moja pierwsza wystawa tu w Dublinie, która zmieniła moją decyzję o powrocie do Polski. Według pierwotnego planu miałam się na dobre wyprowadzić w czerwcu 2014 r. z tego pięknego, wietrznego, okradzionego z energii słonecznej kraju, nie wspominając o tym wilgotnym CZYMŚ, co spada z nieba niemal każdego dnia. Kto by chciał tu mieszkać z własnej, nieprzymuszonej woli? Nigdy jakoś nie mogłam się wewnętrznie przyznać do tego, że to możliwe, by zostać tu całe życie. A jednak. Pozytywny odbiór wystawy sprawił, iż zapragnęłam kontynuować rozwój artystyczny właśnie w Irlandii. I porzucić pomysł założenia biznesu w Polsce.

A tu… Już w marcu 2014 r. Irlandia daje mi do wiwatu utratą dachu nad głową. Droga do Polski całkowicie otwarta. Tylko, że ja nie myślę wcale o powrocie - pomimo tego, że rodzina się mnie wyparła, nie mam własnego kąta, mój starszy syn trzy miesiące przed egzaminami musiał zmienić szkołę, mój młodszy syn stracił miejsce w pre-school, ja nie maluję, bo nie mam totalnie gdzie i jak, moje obrazy złożone pod ścianą u mojej jednej przyjaciółki, a z dziećmi mieszkamy w salonie u mojej drugiej przyjaciółki. Robię jutro urodziny i przybędzie tylko garstka przyjaciół. Są tacy, którzy nie przybędą, bo sami szukają mieszkań i ciężko im wydać €3 na autobus w jedną stronę do Celbridge, bo to może być ich dzienny posiłek. Takie odważne dusze, które nie składają papierów o Rent Allowance z powodu niezdolności rynku mieszkaniowego na przyjęcie ludzi mających ten przywilej. A prościej rzecz ujmując, rynek mieszkaniowy w Irlandii dał w kość najbardziej tym, którzy potrzebują w tym momencie pomocy od państwa. No, ale tak się zawsze dzieje. Gdy traciłam mieszkanie w marcu, poszłam do Housing Department z pytaniem: co mogę zrobić? I dowiedziałam się, że są instytucje, które rzeczywiście pomagają ludziom w takiej sytuacji jak ja. Nawet gdy Landlord podwyższy rent o €300 z miesiąca na miesiąc jest sposób, by mieszkać za tą samą wysokość czynszu przez najbliższe miesiące. Mowa tu o instytucji o nazwie PRTB. Ale tu rodzina stanęła okoniem. Moja siostra i mama, z którymi dzieliłam wcześniejsze mieszkanie, nie wykazały woli walki o miejsce. Dowiedziałam się również w tym samym czasie z gazet, że państwo płaci ludziom bezdomnym za hotele i B&B i nie ma już miejsc w „specjalistycznych miejscach” dla bezdomnych. 16 rodzin staje się bezdomnymi każdego tygodnia. Podejrzewam, że od marca liczba ta raczej się zwiększyła a nie zmniejszyła. I co ludzie robią? Łączą się w potrzebie. Ojczyzna, Honor, Braterstwo. Ojczyzna, gdziekolwiek jesteśmy, jest zawsze z nami, Honor - nie poddajemy się w trudnej sytuacji, Braterstwo - dzielimy się tym co mamy. Tworzą się prawdziwe rodziny w Irlandii, nie te z krwi, bo wiecie gdzie się z rodziną najlepiej wygląda..., ale te prawdziwe, z serca. Dublin się trochę skurczył, zacieśnił. I jednocześnie zjednoczył. W moim otoczeniu ludzie przyjmują swoich znajomych pod własny dach, by pomóc im uniknąć losu bezdomnego. Ja mieszkam już trzeci miesiąc z dziećmi u rodziny, która przyjęła nas z otwartymi ramionami. A nie sądziłam nawet, że tak długo może potrwać poszukiwanie mieszkania. Albo nie chcą mnie z Rent Allowancem, albo nie chcą mnie z dziećmi, albo mieszkanie jest ciemne, wilgotne, ciasne. No i wygrywają ze mną o pierwszeństwo do mieszkania Ci, którzy teraz mają pracę. Ja jestem obecnie na zasiłku Parental Leave. Czekam aż mój młodszy syn osiągnie wiek szkolny by wrócić do pracy, w której pracowałam od początku pobytu w Irlandii. Ogólnie nieciekawie.

Ale jest też druga strona medalu. Moje życie zmieniło się totalnie. Zyskałam prawdziwych przyjaciół i prawdziwą rodzinę. Codziennie dzieje się tyle dobrego. Spotykam się ze znajomymi i dzielimy się tym, co każdy ma do zaoferowania. Dajemy sobie czas, ciepło, wsparcie. Nie wiem dokąd ta sytuacja mieszkaniowa nas tu doprowadzi, ale widzę, że radzimy sobie. Irlandia nas tu przywołała w okolicach 2006 r., pozakładaliśmy tu rodziny, pozaczynaliśmy kariery życiowe, poznaliśmy wspaniałych ludzi. I choć pogoda wszędzie indziej jest o wiele lepsza, my wybraliśmy ten kraj jako Ojczyznę naszej własnej Ojczyzny. I przynajmniej ja mam zamiar to przetrwać trzymając za rękę cudownych ludzi wokół. Z tego miejsca chciałabym podziękować Adzie, Joasi, Mike’owi, Michael’owi, Timi, Pears’owi i Max’owi. Za wsparcie. Tych ludzi jest więcej. Chciałabym również obiecać czytelnikom Portalu, że zacznę pisać cykl artykułów o moim malowaniu niezależnie od tego, czy znajdę jutro mieszkanie czy jeszcze nie jutro...

Tekst oraz ilustracja,

Renata Ledzinska 

Irlandia.ie